jeździec: Holly
Dzień od wczesnych godzin był bardzo ładny i świeciło słonko. Od razu postanowiłam wziąć Sagi na jazdę. Razem z James'em nakarmiliśmy konie a potem on wziął Bansai'a na pastwisko a ja poszłam do boksu srokatej klaczy. Przyjechała niedawno, ale zdążyła się już mniej więcej przyzwyczaić do nowego miejsca i oswoić ze wszystkim. Pogłaskałam ją po pyszczku a potem wyprowadziłam za kantar przed stajnię. Lubiłam czyścić konie na świeżym powietrzu, dlatego przywiązałam ją w odpowiednim miejscu i poszłam po szczotki. Kiedy wróciłam klacz stała grzecznie w tym samym miejscu i czekała na mnie. Zaczęłam ją czyścić miękką szczotką i poszło szybko gdyż klacz miała czystą sierść. Siodłanie poszło równie szybko i po chwili prowadziłam ją w stronę maneżu. Rozglądała się na wszystkie strony ale pewnie szła za mną. Na miejscu wsiadłam na nią i poprawiłam sobie strzemiona a potem na luźnych wodzach ruszyłyśmy w lewo. Sagi szła żwawo i już mniej się rozglądała, za pewnie zapoznała się już z okolicami maneżu, na którym się znajdowała.
James po chwili wszedł na maneż żeby ustawić mi drągi i przeszkody. Nie chciałam za bardzo męczyć dziś klaczki i jazda miała być głównie zapoznawcza bo to ja będę na niej najczęściej jeździła jako że uwielbiam skoki. Pokręciłam na niej kilka wolt i wężyków a potem zmieniłam kierunek i porobiłam to samo. Zrobiłyśmy małe ustępowanie od łydki a potem ruszyłyśmy kłusem. Anglezowałam spokojnie prowadząc klacz na lekkim kontakcie w prawą stronę. Sagitta szła dość rozluźniona i skupiona na pracy. Wprowadzałam coraz to węższe wolty a klaczka fajnie się na nich wyginała i nie gubiła rytmu. Poklepałam ją po szyi a potem zrobiłyśmy slalom między ustawionymi przeszkodami i jeszcze wężyk oraz serpentynę. Sagitta cały czas szła równym tempem i była łatwa do prowadzenia. Na koniec zostawiłam przejechanie przez drągi. Za pierwszym razem było kilka puknięć, ale za drugim klacz poprawiła się i przejechała bardzo ładnie. Powtórzyłam to w drugą stronę a potem pochwaliłam ją głosowo i dałam odpocząć w stępie. Wyciągnęła sobie szyję do ziemi i szła w całkowitym rozluźnieniu. Po dwóch kółkach zebrałam jej ponownie wodze i ruszyłyśmy kłusem. Nakierowałam ją na pojedynczego oksera, który miał nie więcej niż 50 cm. Klacz skoczyła go bardzo ładnie i z całkiem fajnym zapasem. Poklepałam ją po szyi i zawróciłam po kole i znowu pokonałyśmy tą przeszkodę.
Kiedy przyszedł czas na galop, dałam jej odpowiedni sygnał i klacz płynnie przeszła do wyższego chodu. Bardzo wygodnie mi się na niej galopowało, dlatego przejechałam po cztery kółka w lewo dorzucając jakieś wolty a potem cztery w prawo. Sagitta miała cały czas stałe tempo i nie narzucała mi swojego, przyporządkowując się mi całkowicie. Uznałam, że możemy już sobie coś poskakać i zerknęłam w stronę przeszkód, żeby zobaczyć jak mam jechać. Parkur miał przeszkody ustawione w do klasy L, więc był w miarę prosty. Byłam ciekawa jak poradzi sobie nasza nowa klaczka. Zrobiłam jeszcze jedno koło a potem nakierowałam już klacz w galopie na pierwszą z przeszkód.
- stacjonata 65 cm
- okser 65 cm
- krzyżak 60 cm
- stacjonata 70 cm
- koperta 75 cm
- szereg (okser i stacjonata) 80 cm
- stacjonata podwójna 90 cm
- okser 100 cm
Sagitta przyśpieszyła na widok przeszkody i napaliła się bardzo. Pewnie przez to, że dość długo stała bez skoków. Skok oddała z bardzo mocnym wybiciem co się wiązało też ze sporym zapasem. Miała miękkie lądowanie i nawet bez mojej pomocy nakierowała się na następną przeszkodę. Przed okserem wyrównałam jej tempo bo klacz znowu chciała przyśpieszyć. Tutaj pogubiła lekko technikę ale nie zrzuciła drąga, dlatego wszystko grało i galopowałyśmy dalej. Krzyżak poszedł bardzo ładnie i szybko za co pochwaliłam ją głosowo a potem ładnie wyjechany zakręt i najazd na stacjonatę. Poszło ładnie i mimo słyszalnego puknięcia w drąg, został on na swoim miejscu. Koperta z lekkim opóźnieniem ale na czysto, dość długi odcinek prosty i wjazd w szereg. Okser poszedł bardzo ładnie i klacz równie fajnie wybiła się nad stacjonatą, ale trochę za późno podciągnęła przednie kopyto przez co zrzuciła drąga. Chyba nie była z tego zadowolona do prychnęła kilka razy ale kontynuowałyśmy bieg. Przed nami były dwie stacjonaty ustawione zaraz przy sobie. Klacz lekko się przed tą przeszkodą zawahała, ale moja mocniejsza łydka zrobiła swoje i Sagitta przeskoczyła ją na czysto. Na koniec został nam już tylko okser. Poprowadziłam klacz idealnie na środek przeszkody a Sagi wybiła się zdecydowanie najmocniej w całym dzisiejszym treningu. Przyłożyła się do tego ostatniego skoku i wyszło jej to naprawdę bardzo ładnie. Po skoku wylądowała stabilnie na ziemi i galopowała dalej. Poprowadziłam ją w galopie na luźniejszej wodzy jeszcze po kole w prawo klepiąc ją po łopatce i szyi a potem zwolniłam do kłusa anglezowanego. Zrobiłam dwa kółka spokojnego kłusika a potem zwolniłam już do stępa i odpuściłam jej całkowicie wodze. Na dzisiaj jej starczy a jutro znowu pojeździmy. Nasza pierwsza jazda bardzo mi się spodobała i myślę, że dogadam się z Sagittą. Po około 10 minutach stępach przytuliłam się jeszcze do jej szyi a potem podjechałyśmy pod stajnię. Zsiadłam z klaczy i ściągnęłam z niej sprzęt, który powiesiłam do wyschnięcia a potem zaprowadziłam klacz na pastwisko żeby mogła w spokoju odpocząć po jeździe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz